Często początkujący miłośnicy kolarstwa pytają mnie, co lepiej trenować i co jest lepsze: kolarstwo szosowe, czy kolarstwo górskie. Tu mam pewien problem, bo tak naprawdę bym powiedział: wszystko jedno co, byle byś jeździł. Bo to się tylko liczy. Ale druga część odpowiedzi brzmi: trenuj to, co tobie w duszy gra i co twoje serce czuje. Bo powodzenie można jedynie wtedy osiągnąć, gdy trenuje się coś, co kochamy robić.
No dobra, ale nadal nie ma jasnej i rzeczowej odpowiedzi. I tu bym rzekł: szosa czy góral to stan umysłu. No i już teraz zupełnie się pogmatwała sprawa: jaki stan? Jakiego umysłu?
No dobrze, po kolei. Oczywiście na początku była szosa. Choć prawdę mówiąc, kolarstwo zaczynało się na szutrach i brukach – bo kiedyś innych dróg nie było. Dziś szosa to wyścigi i jazda po gładkim asfalcie na wąskich oponach. Jakie są zalety: możemy rozpędzić rower do 40 km/h albo i więcej. Tak więc możemy poczuć pęd powietrza, wiatr we włosach i to wszystko dzięki naszym mięśniom.
Zalety kolarstwa górskiego: możemy pojechać po górskiej ścieżce, poczuć zapach lasu, usłyszeć szum górskiego wiatru i zjechać technicznym zjazdem. Czasem z dużą prędkością, a czasem docenić własne panowanie nad rowerem na trudnej technicznie sekcji. Kolarstwo górskie narodziło się w epoce Dzieci-Kwiatów i to właśnie młodzież lat 60/70 w Kalifornii pierwsza odkryła urok zjazdów po górskich ścieżkach.
Wady kolarstwa szosowego: jesteśmy przywiązanie do asfaltu i musimy jechać jedynie po asfalcie. Zjazd na drogę szutrową, albo na jakieś wertepy jest właściwie katorgą i jazda się kończy. Wąska opona ma inną przyczepność i nie amortyzuje nierówności terenu.
Wady kolarstwa górskiego: nie możemy jadąc po asfalcie osiągać wysokich prędkości, bo trudno rozpędzić rower na szerokich oponach i trudno utrzymać przez dłuższy czas dużą prędkość.
Zalety kolarstwa szosowego – nawet gdy jeździmy w deszcz, nie ubłocimy się, bo na asfalcie nie ma błota. Jazda jest ładna, szybka i czysta.
Zalety kolarstwa górskiego: gdy jeździmy w deszcz po górskich szlakach, jazda wymaga większych umiejętności technicznych i daje nam dużą satysfakcję. Nie jesteśmy ograniczeni paskiem asfaltu, jeździmy gdzie chcemy – po łąkach, lasach, wertepach, ścieżkach polnych, górskich. Pełna wolność.
Co wybrałem ja? Moje serce poszło za kolarstwem górskim. Spodobała mi się pewna odmienność i pewna kultura MTB. Lubię czasem pocisnąć po prostej drodze, ale bardzo dużo satysfakcji daje mi pokonanie trudnego technicznie zjazdu oraz opanowanie umiejętności technicznych. No i skoki.
Oczywiście, gdy pada deszcz, albo mam taki nastrój, to jadę asfaltem przed siebie – ale na rowerze górskim. Czy bym wybrał rower szosowy? Czasem do treningów jest przydatny, ale szczerze mówiąc – jeżeli mam czas, to lubię pojeździć gdzieś po jakiś lasach, czy górach, gdzieś w samotności.
I tak jak napisałem: usiądź w wygodnym fotelu i zapytaj swojego serca, na myśl o jakim kolarstwie bije ono szybciej? Czy widzisz siebie na szosie, czy górskim szlaku? I zrób tak jak mówi twoje serce. Nie idź za radą kolegów. Bo sens w treningu jest tylko wtedy, gdy kochasz to, co robisz. Bo czasem trening jest ciężki i się nie chce. I jeżeli nie masz motywacji, nie będziesz miał efektów. I nawet najpiękniejszy rower będzie stał pod ścianą. A jeżeli wiesz, że kochasz to robić, to nawet, gdy przez jakiś czas nie będziesz miał efektów, to sobie pomyślisz – i co z tego, i tak lubię jeździć na moim rowerze.
Tu na zdjęciu jadę na rowerze górskim po asfaltowym podjeździe w Karkonoszach. Tak więc dwa w jednym 🙂